tisdag 17 mars 2009

Okno

Czasem po prostu warto zostawić niedomknięte okno.

måndag 2 mars 2009

Nie samym chlebem człowiek żyje

Zainspirowana przez komentarz Agnieszki dzisiejszy post (po dość solidnej przerwie, spowodowanej bynajmniej nie nawałem nauki, tylko Sztokholmskim słońcem i chęcią zwiedzania - bo muzea zostawiamy na czas kiedy zrobi się ciepło ;) poświęcam kilku aspektom kulinarnym.

1. Chleb.
Szwedzki chleb jest :
a) spory, okrągły, twardy przypominający kształtem i konsystencja płytę chodnikowa (na zdjęciu), nazywa się Knäckebröd. Można używać do do kanapek przez długi czas. Można pewnie zrobić z niego bułkę tartą, lub w razie zagrożenia wykorzystać w celach obronnych.
b) mały, puchaty i gumowy, z gatunku tych z których można wyrzeźbić figurę kubistyczną a i tak po jakimś czasie wróci do poprzedniego kształtu.
c) mały, brązowy i płaski (i zawierający żurawinę jak wszystko w tym kraju)

Kazdy chleb jest słodki wiec po jakimś czasie człowiek się przyzwyczaja do dziwnego smaku kanapki z szynką i serem.

2. Kottbullar(y).

Kulki mięsne. Tak jakby kotlety mielone tylko w wersji mini. Dobrze zrobione smakują nieźle, niedoprawione są nieco bez smaku. Występują w LIDLU w wersji hurtowej, 100 w opakowaniu, co zapewnia obiady na długo, bo można dodać je prawie do każdego posiłku. To nic że po tygodniu nikt nie może na nie patrzeć. (A teraz czas na zagadkę: co znajduje się na łyżce na zdjęciu poniżej? No właśnie).

3. Kannenbulle.

Ciacha z cynamonem. Sa wszędzie, występują najczęściej w towarzystwie kawy (wtedy kawa kosztuje odpowiednio mniej). Słodkie, cynamonowe i dobre. Czasem z dodatkiem wanilii. Na uniwersytecie przy odrobinie szczęścia można trafić na partię świeżo upieczonych, co zdecydowanie poprawia humor.

4. Cukierki anyżowe

Rozpropagowane może na trochę mniejszą skalę niż w Holandii, ale i tak można je dostać praktycznie wszędzie. Powód mojego zachwytu i zarazem dziwnego wyrazu twarzy innych próbujących.


5. Żurawina

Żurawina w Szwecji powinna posiadać status owocu kultowego. Jest w jogurcie, w soku, w chlebie, w cukierkach, w dżemie, w dodatkach do mięsa. Podobno zdrowa, na pewno cierpka.


A tak naprawdę wszyscy tu jemy makaron, w różnych formach. Mięso od święta bo to droga impreza niestety, więc pozostaje makaron z dodatkami ( na szczęście jest ich więcej niż tylko wybrana przyprawa). Choć czasem zdarza się poszaleć i przygotować coś absolutnie specjalnego(patrz: poprzedni wpis).
Radzimy sobie. W końcu jesteśmy studentami.

måndag 16 februari 2009

Pysznieśmy się bawili

Po hiszpańskich, włoskich i wielu innych związanych nierozerwalnie z jedzeniem tradycyjnych dla danego kraju potraw wieczorach, postanowiliśmy zorganizować wieczorek polski, w celach integracyjno-kulinarnych.

1. Udekorowana common kabina


Jako typowo polską potrawę zdecydowaliśmy się zaserwować pierogi ruskie, natomiast jeśli chodzi o deser postanowiliśmy dokonać cudu gastronomicznego jakim jest usmażenie pączków.
Jeśli chodzi o składniki, jedynym problemem okazało się kupienie twarogu, gdyż typowego polskiego twarogu który nadawałby się do pierogów niestety w Szwecji nie ma, za to jest cała masa innych podejrzanych twarogów które jednak użyte do przyrządzenia ruskich mogłyby zaowocować katastrofą kulinarną. Na szczęście Solna posiada tzw. polski sklep cechujący się wybitnie polskimi produktami w wybitnie szwedzkich cenach. Koniec końców za twaróg klasy A zapłaciłyśmy tyle, że równie dobrze mógłby być nadziewany kryształkami Swarovskiego.
Zakupiłam również mikser, który obecnie jest jedynym mikserem w Solna Campus, co czyni go przedmiotem pożądania tych, którzy akurat planują upiec ciasto lub zrobić naleśniki. Wałek kosztował 70 koron, co odwiodło nas od kupna, ale jak wiadomo potrzeba matką wynalazków, co widać na zdjęciu poniżej.

2. Bo wałek był za drogi.


3. Pomimo wszelkich starań, moich i nie tylko,pączki w procesie pieczenia tajemniczo zamieniły się w bułki drożdżowe. Zebranym nie przeszkodziło to absolutnie w konsumpcji gdyż jak stwierdzili "generalnie, smakują jak pączek"



4. Pierogi już prawie gotowe, sztuk 120, układane pieczołowicie na zasłonie


5. Koło gospodyń wiejskich śpiewa, tańczy i lepi pierogi (mężczyznom dziękujemy za zapewnienie podkładu muzycznego w postaci utworów zespołu Mazowsze)



5. Farsz. 50 % polskiego twarogu, 50% szwedzkich ziemniaków.


Zebrani pierogami się zachwycali (albo po prostu są dobrze wychowani :), muzyka polska zapewniała nam doskonały nastrój przez cały wieczór, tak więc podsumowując i zarazem cytując Mikołajka "pysznieśmy się bawili".

Następnym razem bigos, barszcz i schabowe.

söndag 8 februari 2009

Wątek kulturowo-muzealny

Wątek muzealny poświęcam muzeum okrętu Vasa, albowiem ukulturalniać się trzeba i do muzeów chodzić, a do tego warto szczególnie.

Garść informacji na temat okrętu, zaczerpniętych z informatora:

Statek Vasa zatonął w porcie sztokholmskim wypływając na swój pierwszy rejs 10 sierpnia 1628 roku. (Tak, tak popłynął całe 1200 metrów, pokiwał się i poszedł na dno, ku zdziwieniu machających z brzegu ludzi i jeszcze większemu zdziwieniu pasażerów statku.)
Jednak po 333 latach udało się wydobyć wrak, dookoła którego zbudowano muzeum. Odbudowany okręt ozdobiony jest setkami kunsztownych rzeźb i w 95% składa się z oryginalnych części.
Oprócz zdjęć okrętu załączam jedno typowo widokowe i jedno rozwijające wyobraźnię.

Vasa 1

Vasa 2


Vasa 3

Vasa 4


Gustaw. Ponoć najlepiej zachowany.



Bezczelnie zgapiony pomysł na zdjęcie ;)


Ktoś powinien zrobić im adekwatne dymki z równie adekwatnymi uwagami odnośnie życia/otoczenia/jakości wody/aktualnej sytuacji politycznej kraju itp. Czekam na propozycje.


ps. pieczywo chrupkie Wasa podobno nie ma absolutnie nic wspólnego z Vasą as such. Choć w sklepach go pełno, zupełnie jak żurawiny.

måndag 2 februari 2009

Wymiana

"Wymiana to niepowtarzalna okazja do zapoznania się z inną kulturą i nawiązania międzynarodowych przyjaźni"



lördag 31 januari 2009

Świeci słońce nad Sztokholmem

Pierwszy raz od początku pobytu :>

Słońce sprzyja wycieczkom pieszym po mieście, oraz wypróbowywaniu możliwości aparatu. Nie sprzyja siedzeniu w kabinie.

Wczoraj zaliczyłyśmy "wild slavic party" co w praktyce oznaczało nas tańczących w tłumie radośnie pokrzykujących Rosjan. Nawet nie wiedziałam że ich tu tyle jest. Jutro zwiedzania part 2, z nadzieją, że dzisiejsze słońce to nie tylko jednorazowy wyskok :>

torsdag 29 januari 2009

Stockholms University

Kilka zdjęć uniwersytetu Sztokholmskiego, zrobionych przy okazji codziennych zajęć.
Najpierw opis, potem adekwatne zdjęcie ;)

1. Allhuset -miejsce cośrodowych spotkań braci studenckiej w celu spożycia piwa w sporej ilości (piwo jest 3,5 procentowe, obojętne jakiej jest marki, dlatego potrzebna im ta spora ilość) oraz pogibania się na parkiecie w rytm żwawej muzyki (czytaj: techno i podgatunki, aczkolwiek trafia się czasem coś normalnego co nagradzane jest przez brać radosnym pokrzykiwaniem)/
Z rzeczy niezwiązanych z piwem i podrygiwaniem na parkiecie: w Allhuset napotkać można dwie księgarnie akademickie: jedną z założenia tanią, i jeszcze tańszą, z używanymi podręcznikami. W jednej niedawno zaopatrzyłam się w piękną,nową, połyskującą książkę do socjolingwistyki. Dziwne to uczucie posiadać coś innego niż bindowane ksero. Ale że ksera nie ma, książkę trzeba było nabyć. Zaopatrzyłam się również w całkiem fajny, kołowy notatnik, usiłowałam wypatrzeć te zgrabne tłumaczeniowe ale jeszcze nie natrafiłam. Jak trafię, kupię hurtowo i przywiozę :)

2. Zielony tajemniczy budynek do którego jeszcze nie zawitałam gdyż po prostu nie mamy tam zajęć, ale z pewnością wkrótce zostanie zwiedzony. Niemniej jednak wygląda jednak ciekawie, i równie ciekawie świeci w nocy.



3. Sodra Huset, czyli takie, jakby to rzec wszystko w jednym. Sklada się z kilku budynków oznaczonych literkami, i wygląda szpitalnie, z zewnątrz i wewnątrz.




4. IFA. Wewnątrz. 8 piętro wspaniałego budynku E. W porównaniu ze swojską IFĄ poznańską, ta jest jakby mała i klaustrofobiczna. Jest biała jak wszystko w tych budynkach, no może z wymątkiem korytarzy na piętrze 3, wyposażonych w kolorowe ławeczki. Poniżej zdjęcia dwóch róznych korytarzy, można pobawić się w znajdowanie szczegółów :>



5.Tablica informacyjna. Hiss to winda, Rum wiadomo, plan - też idzie się domyślić. Nigdzie nie ma znaku "ksero" bo to takie brzydkie i nielegalne. Skserować sobie można co najwyżej kilka stron i to i tak boli bo jedna strona = 40 groszy, Nie do pomyslenia dla biednego polskiego studenta. Aż dziwne ze nie działa tam jakies podziemie z nielegalnym kserem :>



6. Kolorowy korytarz, czerwony, co oznacza ze jestesmy w Hus A.



7. Engelska na 8, Tyska (o tak, to niemiecki) na 9.


Jak na razie tyle, ale to z tego względu że każdy zwleka z robieniem zdjęć do czasu aż wyjdzie słońce. W takim tempie zdjęć nie będzie do kwietnia :> Choc jest ambitny plan zwiedzenia Sztokholmu w sobotę. Na słońce nie liczymy.

Ps. Kawa w Szwecji zdecydowanie mocniejsza niż w Polsce. Bez niej pewnie spalibyśmy cały dzień.

fredag 23 januari 2009

Welcome to Solna

Kilka słów o miejscu zamieszkania :) Nie jest to jak niektórzy podejrzewali:
- kontener
- barak
- przyczepa kempingowa której ktoś odkręcił kółeczka
- domek działkowy
- barak robotniczy ;)


Jest to normalny, mały drewniany domek, choć fakt faktem, ściany od wewnątrz są plastikowe, co sugeruje bliskie pokrewieństwo z przyczepą kempingową. Domki ponumerowane, żeby przypadkiem nie próbować włamać się do miejsca zamieszkania sąsiada, oraz mają rożne kolory (do wyboru żółty( w sumie kremowy), zielony i szary. Jest jeszcze jeden, bardziej żółty niż inne, ale należy o zawiadującego całym campusem. Gdzieś w okolicach środka campusu, znaleźć można domek z pralnią, oraz dwa służące integracji "common cabin" i "chill out cabin". Jeszcze nie wydedukowaliśmy czym się rożnią, ale czymś muszą skoro mają inne nazwy. Wyglądają jednak tak samo.

Załączam kilka zdjec, tak dla oddania klimatu. Pierwsza reakcja na ten widok u każdego pozostaje niezmienna " To nie może być TO". A jednak. Ale w gruncie rzeczy choć od zewnątrz nie jest może to najbardziej imponujacy kampus na świecie, da się żyć.









onsdag 21 januari 2009

IFA, IKEA i kefir

Dzień dzisiejszy zaliczony został do dni prawie wolnych, prawie, bo zanim zrobił się wolny na dobre trzeba było odwiedzić ichniejszą IFĘ celem wybrania kursów :> Jak już wcześniej zostało nadmienione IFA znajduje się w budynku E na piętrze 8 (czyli 4, biorąc pod uwagę,że 4 jest parterem. I uwaga, nowość, w dół są jeszcze dwa piętra, czyli 3 i 2 ale nie ma pierwszego, co tez jest pewnym fenomenem). Z zewnątrz owa IFA przypomina nieco swojską IFĘ poznańską, taki prostokącik w niezbyt rzucającym się kolorze(taki eufemizm na szary), za to wewnątrz, trzeba przyznać jest, jakby to ująć, bardziej skondensowana - waskie korytarze i wszystko białe, trochę jak szpital.

Na zdjęciu engelska institutionen
w budynku nr 5. Zdjęcie niedzisiejsze (patrz: podejrzana zieleń) ale aktualne.


Udało mi się po krótkich poszukiwaniach dotrzeć do pokoju 830 i porozmawiać z miłą panią koordynator o kursach. Kiedy już mniej więcej program został dograny, dzień można było uznać za wolny i przeznaczyć na poszukiwanie perły przemysłu meblowego tego kraju czyli ni mniej ni więcej jak IKEI.

Z dobrze poinformowanych źródeł wiedziałyśmy, że autobus do IKEI jest darmowy a jego przystanek znajduje się
koło T-centralen czyli wszystkich dworców razem wziętych. Jednak, jak miałysmy się wkrótce przekonać, "koło dworca" okazało się być kołem o całkiem sporej średnicy. Obeszłysmy dworzec, jeden, drugi, centrum handlowe, 5 h&m-ów (strasznie to tu popularne) w końcu natrafiając na "Informację turystyczną" i tam zapytałyśmy o radę dobrego wujka Google, który na pytanie "skąd odjeżdża autobus do IKEI" bezbłędnie wskazał przystanek którego większośc spotkanych Szwedów nie mogła zlokalizować.
Przystanek- widmo został tryumfalnie zdobyty przez nas, jak również grupkę znajomych Francuzów którym poszukiwania również zajęły dobrą godzinę.

W końcu dotarliśmy. Udało nam się zakupić wszystko czego potrzebowaliśmy, i kilku rzeczy których nie potrzebowaliśmy koniecznie, ale były ładne ;) Nie zaobserwowałam szatana, widocznie mieszka nie w tej IKEI :> Wyprawa została zakończona sukcesem, pomimo tego ze trzeba było przytaszczyć wielka niebieską torbę do domu

Kiedy już dobrnęłam do miejsca zamieszkania, udało mi się wreszcie spotkać sąsiadów z którymi miałam okazję pokonwersować po angielsku, przynajmniej do chwili w której okazali się być Polakami :>
Jutro ledżendary erazmus party, poprzedzone nie wiem czy az tak bardzo ledżendary ale degustacją -uwaga- nie alkoholu, ale szwedzkich produktów mlecznych. Zestawienie degustacji kefiru z imprezą, jakkolwiek dziwne sie wydaje, na pewno ma zastosowanie praktyczne.
Choćby takie że dzięki prelekcji, skacowany naród będzie mógł bezbłędnie odróżnić kefir od innych produktów mlecznych, i tym samym zapewnić sobie dobre samopoczucie na resztę dnia.

ps. nie widziałam jeszcze typowego szwedzkiego metala :> ale widziałam gota :>

tisdag 20 januari 2009

Tytułem wstępu

Post miał być wcześniej,cały blog tez miał być wcześniej no ale, jak mawiają, lepiej później niż wcale.
Nadszedł długo wyczekiwany dzień 18 stycznia, w którym dane mi było postawić nogę na szwedzkiej ziemi. Zanim do postawienia owej nogi doszło, samolot oczywiście się spóźnił a my (my w tym przypadku oznacza mnie i nowo poznaną koleżankę z uniwersytetu Śląskiego, również wybierającą się do Sztokholmu) zdążyłyśmy dogłębnie poznać lotnisko Kraków Balice.

W końcu jednak udało nam się dobrnąć do Sztokholmu,wraz z walizkami wygladającymi całkiem niewinnie ale za to ważącymi dość sporo. Przy okazji zapoznawania się z metrem objawiła się pierwsza nowość która w Polsce występuje w zdecydowanie mniejszej ilości. Numerki :>
Numerki opanowały sklepy, urzędu, apteki, kasy biletowe - jednym słowem są wszędzie. Nie możan tak po prostu podejść do lady/okienka/kasy BEZ numerka. Numerek należy pobrać a potem czekać cierpliwie aż wyświetli się na ekraniku. Wszystko grzecznie, sprawnie, bez pchania się do okienka, szturchania łokciem i pokrzykiwań w stylu "Panie, gdzie pan? KOLEJKA!"

Wracając do motywu przewodniego, po podróży metrem z jedna przesiadka i targaniem walizy po schodzach, udało mi się odnaleść moje miejsce zamieszkania czyli osiedle wyglądajacych jak domki działkowe kabinek. Kabinke pierwszą zdobi dumny napis "Solna Campus", choć w sumie nie wiem czy nazwa nie jest troche na wyrost:).

Ogólnie, nie jest zle, ale mini wizyta w IKEI moglaby wyjść temu domkowi na dobre :> Co też uczynię jak tylko uda mi się ustalić jakie przedmioty są w moim planie semestralnym. W celu ustalenia tegoż należy się udać do budynku E w Sodra Huset w którym to mieści się ichniejsza filologia angielska. Caly Sodra Huset jest jednym wielkim budynkiem podzielonym na 5 z ktorych każdy ma inne wejscie, inną literkę, i inny kolor, co pozwala na szybkie ustalenie gdzie się człowiek akurat znajduje.
Jedynym dziwnym elementem jest to że np. Housing Office jest w budynku A na pietrze 4, które jest parterem :> za to są jeszcze 3 w dół. Za to wszystko jest bardzo ładnie oznakowane, tyle że po szwedzku. Ogólnie, jeśli chodzi o angielski w mowie to nie ma problemu, bo większość społeczeństwa mówi bardzo ładnie, gorzej z napisami, instrukcjami, jedzeniem itp. Ale i do tego idzie się przyzwyczaić :)

Tytułem zgrzebnego wstępu to byłoby tyle, choć i tak mnóstwo drobiazgów zostało opuszczonych, lecz będę się starać na bieżąco uzupełniać :>

ps. Włosi faktycznie są wszędzie, ale pierwsze miejsce na podium powinni, w przypadku Sztokholmu, podzielić z narodem niemieckim ;) doch doch.
A w uniwersyteckiej księgarni, jedną z pierwszych książek na która natrafiłam była gramatyka języka niderlandzkiego. Po szwedzku, rzecz jasna.